Dzis dzien lizania ran po ostatnich paru meczacych dniach. Pranie, wysylanie zaleglych maili, czytanie zebranych w drodze książek, ale przede wszystkim poskladanie coraz to bardziej gromadzacych sie mysli i wątków. Zbiera sie tego coraz wiecej... Obiad zjadlem w towarzystwie pewnej angielki, ktora od wielu lat pracuje dla roznych fundacji wspierajacych kraje "zacofane". Bylo widac i slychac jej zgorzchnienie, gdy opowiadala jak to sie wszystko czesto odbywa. Lokalni watażkowie oraz "grube ryby" kierujące funduszami żywo wspierają przede wszystkim swoje wlasne interesy. Historia znana i smutna. Tylko, że inaczej ona brzmi w Europie, a zupelnie inaczej w kraju takim jak Kambodża. Nie mające co jesć dzieci w konfrontacji z nowymi Lexusami na ulicach. Lepiej zostawie ten wątek.
Jutro kolejne wyzwanie. Dlugie szutry, wąskie piaszczyste sciezki, park narodowy i gory. Do zestawu dolaczona jest wysoka temperatura, dystans 200 km i brak dokladnej mapy (ale jest kompas). Zatem sobota dniem motocyklowych wyzwan. Plan jest jasny. Poludniowa prowincja Mondulkiri. Ze wzgledu na kiepskie drogi i naturalne przeszkody nadal malo odwiedzana czesc Kambodzy. Zobaczymy jak sie to wszystko uda.
Dzis zapraszam na pare zdjec z miasteczka Ban Lang w którym nocuje.
Spacerkiem przez serce prowincji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz