niedziela, 11 kwietnia 2010

Droga



Droga. Dwa ostatnie dni spędziłem w drodze. Plan został wykonany. 400 kilometrów w siodle. Piach w oczach, między zębami oraz przyklejony do wszystkich części ciała. Ramiona, nogi i barki wypełnione kwasem mlekowy, ból pleców i tyłka. Trochę obtarć i przecierek. Kac „poadrelinowy”. Do tej mieszanki dodaje cudowne widoki, mijane dzikie zwierzęta, zapomniane wioski z ich mieszkańcami. Jedne z najpiękniejszych dni w podczas mojej podróży.
Niestety będąc w San Monorom dotarła do mnie smutna wiadomość z Polski. Jest ona dla mnie nadal wręcz nierealna… Chyba nie będę nic dodawał. Każdy z Was zapewne ma własne myśli na temat tej tragedii. Moje własne mogą być prawdopodobnie zbyt kontrowersyjne.
Jutro rano kierunek Wietnam. Z tego co słyszałem ten kraj może dopiero zachwycić. Za parę naście godzin sprawdzimy to z Edą.
Zdjęć brak, łącze ledwie tu żyje i nie chce się załadować, więc dołączę je przy okazji do innego zestawu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz