sobota, 6 marca 2010

Przez dżunglę na plażę

Jednak zyjemy i choc sprobowalismy sie zgubic i to autentycznie to jednak wrocilismy do swiata. Co sie wydazylo? Przede wszystkim sam park narodowy to niesamowite skupisko wszelkich darow natury. Znalesc tu mozna przepiekna flore i faune. Jasikinie zamieszkale przez tysiace nietoperzy przez ktore trzeba przechodzic czolgajac sie. Mozna zobaczyc silady dziko zyjacych sloni. Wsluchac sie w glosy puszczy i byc znow totalnie nikim w swiecie przyrody (oczywiscie w zyciu codziennym tez nikim wiecej niz pylem nie jestesmy, ale przyzwyczailismy sie myslec ze jest inaczej). Dzungle opuscilismy wykonczeni fizycznie - cena za pare kilometrow w buszu to litry potu, podarta koszulka i ogromna ilosc mniejszych wiekszych zadrapan. Dodatkowo ogromna ilosc komarow, ktore upatrzyly sobie Edyte za cel - ja zero repelentow zero ukaszen. Po 12 godzinach jazdy 3 autobusami dotatlismy do nadmorskiego miasta Kuala Taranggau. Miasto samo w sobie nieciekawe, ale wyspy lezace w zasiegu reki nadwyraz kuszace - to te z bajecznych katalogow:) Zatem dzis plazowanie. Woda o kolorze turkusowym i temperaturze identycznej z ta jakie ma powietrze. Raj? Dla Edyty na pewno, dla mnie moze na 30 minut:) Niestety owa wspaniala wyspa ma rowniez niezliczona ilosc skal. Na jedna z nich upadlem, uszkadzajac nieco siebie. Wszystko jest juz ok - zyje i zyc bede, ale przez pare dni chodzic zbytno nie bede mogl. Edyta zachowala zimna krew choc sama prawie mi odjechala i zatamowala krew dzielnie. Dodatkowo na wyspie znalazl sie "szpital" polowy - na jednym ze zdj widac opatrunki. Teraz troszke o Malezyjczykach - nigdy wczesniej nie spotkalem tak przyjaznych, niesamowicie przyzwoitych ludzi. Jestesmy tu 5 dni i kazdego dnia ktos nas tu wspiera i pomaga. Dzis przez cale zamieszanie z kolanami zgubilem klapki. Gdy na wybrzezu zobaczyl mnie jeden z lokelrsow i poznal historie ran i braku butow. Po minucie przynisl mi nowe i zakazal mi placic za nie. To nie pierwszy taki przypadek - wczoraj pewien student zabral nas swoim autem z przystanku autobusowego i przez 30 minut szukal hotelu - na koniec zabral nas jeszcze na kolacje. Caly czas ktos sie do nas usmiecha i sluzy pomoca.
Malezja i jego mieszkancy milo nas zaskakuja na kazdym rogu. Postaram sie jeszcze opisac ten kraj, bo warto nad nim pomyslec planujac podroze.
Ponizej linki do zdjec
Posted by Picasa
http://picasaweb.google.pl/sebastian.golczak/TaraNamadu#
http://picasaweb.google.pl/sebastian.golczak/KualaTerengganu#

5 komentarzy:

  1. zdjecia do Avatara byly krecone w Malezji ;)? zapiera dech w piersiach!

    OdpowiedzUsuń
  2. zajebiscie wam jest!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
    Moj kolega gej mowi ze jestes bardzo sexy...na tych zdjeciach jestes bardzo-potwierdzam.
    Czy nie gryza tam te pajaki? Jak Edyta je znosi?
    Biedne twoje kolana:(

    OdpowiedzUsuń
  3. daleka jestem od komplementow, ale Gosi i koledze przytakuje ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiecie dziweczyny do zdjec specjalne make up'y czy cos tam musze robic i jakos wygladam:) a poza tym zaczerwienilem sie;) Eda daje rade dzielnie trzeba przyznac. Rozkreca sie - w takich miejscach nie ma wyboru:)

    OdpowiedzUsuń
  5. i znow kokietujesz, czy cos tam to zmiana czasoprzestrzeni, natura, duzo slonca i totalne odplyniecie ;)
    Tak tzrymac Eda! Te pajaki ponoc mozna jesc :)

    OdpowiedzUsuń