wtorek, 30 marca 2010

Mała Maja



Wczoraj nad ranem moja osobista starsza siostra urodzila swą drugą córeczkę. Ciesze się z tego powodu niesamowicie. Mamuscie zycze szybkiego powrotu do formy, a panu tacie wytrwalosci - to juz trzecia kobieta w domu! Jako ze zostalem poproszony by byc chrzestnym, do teraz sie zastanawiam czy Mirka z Jarkiem wiedza co robia, wracam do Polski w czerwcu na tydzien by byc na chrzcinach.
Dzis dzien lekkiego odpoczynku, utknelismy troszke w miescie i czekamy na autobus do wieczora. Nadrabiam zatem zaleglosci mailowe.
Nastepny post powinien byc juz z Kambodży.

poniedziałek, 29 marca 2010

Trekking ze słoniem w tle


Nasz trzydniowy treking zakladal jeden dzien ze sloniami i nocleg w obozie gdzie owe zwierzeta zyja. Bylo zatem karmienie, mycie oraz jazda na tych gigantach. Dla niektórych osób jest to ciekawe, a nawet ekscytujace, dla mnie hmm... wolalbym je zobaczyc jednak dzikie i w lesie. Drugi dzien byl dosc meczacy. Tajlandzkie wzniesienia potrafia doskonale zweryfikowac kondycje kazdego smialka. Z pewnoscia zrobila to z nasza grupa:) Nie ma jednak mozliwosci innej jak dotarcie do celu, tak wiec dotarlismy. Owym celem byla lokalna wioska, gdzie nadal nie ma elektrycznosci i sa problemy z dostawa podstawowych "dóbr". Nie brakuje tam natomiast turystów takich jak my. Pod wieczor rozegralismy mecz polska-niemcy-francja-tajlandia. Bylo co najmniej smiesznie:) Wieczór przywitalismy natomaist wódka ryżową pitą z lokalnym kolorytem. Sklad przy stoliku zmienial sie bardzo szybko. Przewinela sie para Amerykanow, ktorzy od 15 lat mieszkaja w New Delhi i ucza tam angielskiego, troje Niemcow ktorzy w drodze na studia do Australii "zahaczyli" Tajlandie. Na koniec zbieglo sie chyba ok.20 dzieci z wioski w wieku od 1 do 7 lat. Oczywiscie liczyly na "dary". Niestety nasze dary to 5 pustych butelek po lokalnym trunku. Trzeci dzien zaczal sie ciezko - jakies takie zmeczenie wystapilo;) W kazdym razie powrot wcale nie okazal sie latwiejszy. Zejscie prowadzilo bardzo trudna sciezka i wiec bylo meczaco. W tej chwili lapiemy oddech i szykujemy sie do drogi w strone Kambodzy - to zajmie w najlepszym wypadku 20 godzin jazdy non stop. Cóż zobaczymy...
Zrobilem bardzo duzo zdjec, ale nie mam sily ich obrabiac. Ponizej znajdziecie pare:
Trekking ze sloniami w tle

piątek, 26 marca 2010

Tajlandzki autostop


Jesli chcesz poznac smak jazdy pick-upem musisz zlapac stopa w Tajlandii. Dzis wystapil kolejny dzien przemieszczana. Odleglosc 130 km droga wijaca sie wsrod gor. Kilometrowe krete podjazdy i zjazdy. Do tego piekna pogoda. Kazdy choc raz w zyciu chcial by sie przejechac takim wrecz "filmowym" stopem na tylnej pace polciezarowki. My w kazdym razie chcielismy;) Potrzebna jest do tego droga, machajaca reka i owe auto z przyjazdnym kierowca. Dodac jeszcze trzeba wiedze o co chodzi temu glupio usmiechnietemu bialasowi co tak wymachuje ta reka na poboczu:) Zatem wielu Tajlandczykow odmachiwalo z szerokim nieco zdziwionym usmiechem. W kazdym razie po 20 minutach siedzielismy na pace pick-upa. Towarzyszyl nam na niej skuter i jego wlasciciel. Za daleko nas nie podrzucili, ale usmialismy sie co nie miara tlumaczac o co chodzi chlopaka;)Drugie auto bylo bardziej "familijne". Tutaj kierowca, a w szczegolnosci pani pilot, w postaci zony pana kierowcy byli niezwykle przyjazdni i pomocni. Po drodze zatrzymali sie by kupic nam kokosa do wypicia:) Do centrum nie jechali, ale zatrzymali taksowke i w lokalnej cenie wjechalismy do turystycznego getta. Jutro zaczynamy 3 dniowy trekking. Ciesze sie na to niesamowicie, noga praktycznie sprawna i checi ogromne.
Ponizej troszke zdj z najlepszego w moim zyciu autostopu.

Tajlandzki autostop

czwartek, 25 marca 2010

Bieszczady w Tajlandii ? Bohema artystyczna w Pai :)


Bieszczady w Tajlandii? Bardzo możliwe... Jestesmy w górach. Przeklada się to na jeszcze większą spiekote, cudowne widoki i teoretycznie na jeszcze większą zielen. Tym czasem mamy tu prawdziwą jesień (z wylaczeniem deszczu i temperatury). Wzniesienia barwią się w brązach, bordo i żólciach. Pola ryżowe niczym step, rwące rzeki jak grzeczne strumyczki, a gigantyczne wodospady ledwie przesączają krople wody. Dochodzi do tego ogromna ilosc pozarow powierzchniowych, ktore dodatkowo sciszaja żar zieleni. Wiedziem, ze jest tu widoczna pora sucha, ale nie że bedzie ona aż tak zauważalna. W niczym to oczywiscie nie przeszkadza. Oglądamy ten kraj w zupelnie innych barwach niż wszystkie katalogi agencji turystycznych. W tym rejonie czujemy się jakbysmy znowu znalezli sie w zupelnie innym kraju. Pólnoc Tajlandi - kraina dla tych którzy lubią pieszę wędrówki, gorące kompiele, piękne widoki oraz sporty motorowe i kolarstwo. Zatem wies Pai, w ktorej jestesmy, przeistoczyla sie w miasteczko. Miasteczko które nadal w przewodnikach szczyci sie mianem "prawdziwej" ostoi bohemy z calego swiata. Niech zatem tak będzie - jest tu duzo sklepow i pubuow w tym klimacie. Zostawmy, wiec Pai i jedzmy w koncu w gory:) Doskonale drogi z szerokymi lukami - marzenie motocyklisty...to tak na poczatek;) Teraz na poważnie: owymi traktami ruszylismy w strone granicy z Birmą. Im dalej tym wyżej i bardziej zielono. Serpentyny obiecywaly pocztowkowe widoki i takie na pewno by byly...ale wielohektarowe wypalanie traw i pogoda zabraly nam to. Widzielismy za to inne, ktore znajdziecie na zdjeciach...Jutro kolejne dalsze przemieszczenie:)

Dzięki pomocy najlepszego informatyka na świecie linki znowu działają :)
Zdjęcia z Pai

wtorek, 23 marca 2010

Bangkok - miejsce gdzie dzień miesza się z nocą


Bangkok - jedno z najciekawszych miast na swiecie. Mozna je znienawidzic lub polubic. Opcje posrednie nie wchodza w gre. W tej metropoli mozna kupic wszystko od doskonale podrobionego prawo jazdy po 12 letnie dzieci. Rozowe dzielnice i ogromne targowiska. Nowoczesne centrum miasta z galeriami handlowymi bez porownania bardziej luksusowymi niz w naszej ojczyznie. Potega pieniadza. Z drugiej strony, Bangkok to po prostu miasto w którym zyje 10 milonow ludzi. Ludzi, ktorzy tak jak i my pracuja i bawia sie. Metropolia ta poprzecinana jest siecia kanalow, gdzie korzystanie z lodzi jest wygodniejsze i szybsze niz autobus czy taxi. Dodatkowo pelno w niej zabytkowych swiatynii buddyjskich i starych palacy. W ostatnich dniach doszly do tego calego miksu wielo tysieczne manifestacje tzw. "czerwonych koszul". Przez 24 godziny na dobę jeździly po miescie motocylke i samochody obwieszone czerwonymi flagami. Glosniki nie pozwalaly nawet na moment zapomniec o 100 000 ludzi, ktorzy przybyli do swej stolicy zaprotestowac przeciwko rzadowi. Na ulicach zatem krolowal kolor czerwony oraz moro. Policja i zolnierze w pelnym umundurowaniu oraz pojazdy wosjkowe przyznaje po paru godzinach nie robily juz wrazenia, choc przyznaje ze pierwsze wrazenia byly ogromne. Jesli chodzi o cel i sens manifestacji, to zostawie to bez komentarza - powiedzmy tak: ich rzekoma spontanicznosc oraz dobrowolnosc jest troszke naciagana. Polityke zostawilem w domu dawno temu i niech tak juz bedzie do konca wyjazdu.
Teraz troche o nocnym zyciu w Bangkoku. Dzieje sie tu niesamowicie duzo. Turysci z calego swiata nakrecaja tutaj interes miejscowym przedsiebiorca. Kluby, discoteki, puby czy w koncu rozowe dzielnice z seks showami to machina ktora trudno wrecz opisac. Skosztowalismy troche tego, ale nasz budzet uratowal nas przed totalnym zatraceniem, a mozna tu poplynac i to latwo. Jesli nie w nocy przy piwie i drinkach to w ciagu dnia na niezliczonych straganach.
O Bangkoku mozna pisac dlugo. Ja dodam tylko ze mozna tu spotkac ludzi wyjatkowych. My spotkalismy dwuch Kanadyjczykow. Bawilismy sie z nimi swietnie, a rozmowy na tematy rozne: historia, jedzenie, kultura i basnie o milosci to tylko pare z watkow. Pozdrawiam tutaj tych dwuch panow i zycze powodzenia w dalszej drodze. My natomiast jestesmy juz Chang Mai. NIemal 17 godzin w pociagu i znalezlismy sie na prawie samej polnocy tego wspanialego kraju. Tym czasem polecam obejrzenie zdj z Bangkoku i pozdrawiam:)

niestety nalezy wykonac operacje kopiuj/wklej

http://picasaweb.google.pl/sebastian.golczak/Bangkok#
oraz
http://picasaweb.google.pl/sebastian.golczak/BangkokManifestacje#

poniedziałek, 22 marca 2010

Wschodnie wybrzerze Tajlandii


Plaza, wschody i zachody slonca. dlugie rozmowy konczace sie sniadaniem. Chwile na wieksze i mniejsze refleksje. Przywolywanie przeszlosci i drobne plany na przyszlosc. Tak wygladal ostatni tydzien. Dobry czas. Zegar jednak tyka. jestesmy teraaz od 2-3 dni w Bangkoku. Niesamowite miasto... Jesli ktos pyta o jego najwieksze atrakcje itp. To tak mamy je zaliczone:) Postaram sie o tym napisac za 2 dni i zalaczyc zdjecia z tego szalonego miasta, gdzie noc miesza sie z dniem i tak do konca nie wiesz czy rzadzi juz ksiezyc czy jeszcze slonce.

Ponizej adres do kilku zdj. (z linkowaniem niestety awaria, wiec zostaje opcja kopiuj/wklej): http://picasaweb.google.com/sebastian.golczak/WschodnieWybrzezeTajlandii#

niedziela, 14 marca 2010

Zachody słońca


Jesteśmy na następnej wyspie. Po pewnych przemyśleniach jednak na Koh Pangan. Zdecydowanie dobry wybór. A traz historia. Na przystani spotkalismy Szwajcara o imieniu Sandy. Pielegniaza. Moja noga znowu jest pod pelna kontrola. Po rozmowie w lananej angielszczyznie i jeszcze bardziej lamanej franszczyznie zdecydowalismy zmienic nasz plan. Nasz nowy kompan mieszka teraz z nami w calkiem przyzwoitym bangoaloow bezposrednio przy plazy (dzielenie kosztow sie oplaca). Historia Sandiego jest dluga, smutna ale z bardzo szczesliwym happy endem. Przez 4 lata bardzo ciezko chory spedzil w domu. Na ta chwile wygrywa trudna gre o swe zycie i wybral sie w swa podroz zycia. Wspanialy czlowiek, ciekawe spojrzenie na swiat i ogromna wiara przepelniona optymizmem. Naszym drugim towarzyszem jest dziewczyna z Francji. Zajmuje sie kontrola kosmetykow firmy Chanel. Celine, 31 letnia kobieta plynaca przez zycie z sila jakiej nie raz brakuje nam. Szkoda ze ich angielski jest raczej sredni, a moj francuzki raczej zerowy, choc rozmowy do 3 rano przy lokalnycg trunkach pomagaja:) Teraz troszke faktow. Wyspa jest wspaniala. Niestety wiekszosc miejsc jest okupowana przez wielu turystow. Cale szczescie mozna tu wypozyczyc skutery:) Moja noga nie pozwala na Crossa, ale automat Hondy musi wystarczyc. Edyta uczy sie jezdzic i idzie jej to naprawde dobrze! Trzeba przyznac ze nawet zadziwa mine:) Zatem miejsca niedostepne, sa juz przed nami dostepne:) Eda na skuterze, ja z Celin na numerze skuterze Yamaha nr 46 (ciekawe kto zgdanie co znaczy ten numer), oraz Sandy na motocyklu crossowym. Swietna brygada:) Ciekawsze przemyslenia...jest ich tu nad wyraz duzo. Towarzystwo i miejsce sprzyja...Chcialbym je przekazac, ale cena za internet jest zabojcza, czas konczyc. Jutro zmieniamy lokalizacje, bedzie jescze bardziej dziko wiec, kontakt ze swiatem - nie bedzie go:)
pare zdj ponizej, wlacznie z zachodem slonca, ktory wlasnie sie tu skonczyl.


niestety blloger postanowil zrobic problem i nie chce wkleic linka. Musicie zatem wejsc na jakiegos innego wczesniejszczego i wycowfac sie do "mojego albumu" i wybrac "wyspy tajlandi". Przepraszam za utrudnienia, ale cos sie zblokowalo.

piątek, 12 marca 2010

Toyota na Południowa Ameryke potrzebna!

Jako ze ma podroz ma trwac dluzej i ma sie w czerwcu przeniesc do Ameryki Poludniowej, potrzbne sa na to fundusze. Mym jedynym majatkiem (oczywiscie oprocz tego wewnetrznego ;) ) jest samochod - ktory musze sprzedac. Jest to Toyota Corolla 1.4 kombi z 2002/2003 roku. Wyposarzenie to: 2 podzuszki, ABS, klimatyzacja, wspomaganie kierownicy el. lusterka, el. szyby, c.zamek, komp. pokladowy, radio CD, zestaw glosnomowiacy Nokii. Zapewne cos jeszcze:) Kupiony w Polsce. Jestem jego drugim wlascicielem. Ma spory przebieg bo 300000, ale napewno nie byl "krecony". Nastepna wymiana olejow i filtrow za 600o km. Samochod jest w autentycznie dobrym stanie. Siedzenia pasazerow w zasadzie nie byly uzywane. Nie sprzedawal bym go z cala pewnoscia, gdyby nie ta potezna sila pchajaca mnie w nieznane. Cena wywolawcza to 15 tys zlotych i podlega oczywiscie negocajacji. Jesli slyszeliscie o kims, kto szuka takiego auta, prosze przekazcie mu linka do tego posta. Osoba, ktora ma kluczyki to moj potencjalny szwagier Jacek jego tel to 602724043. Jesli mozecie popytajcie. Bede wdzieczny. Jesli sie nie sprzeda to ciezko bedzie realizowac dalsza podroz - co nie oznacza, ze sie poddam:) Jeszcze tylko dodam - komentarz w stylu zawsze mozesz sprzedac motocykl nie przemawia do mnie:) Fazer zostaje!
Link do zdjec:

Wyspy Tajlandii

Jesteśmy zatem w Tajlandii. W zasadzie od chyba 3 dni. W związku z tym iz postanowilismy zdac sie na slepy los, wyladowalismy na wyspie, ktorej nazwy do dzis nie pamietam. Na pewno nie ma jej w przewodnikach:) Plan prosty - do portu, a potem metoda "we what to go to the island". Na to Ci ktorzy nas zrozumieli (a nie ma ich niestety wielu), pytali: na jaka wyspe? My na to: ladna, tania i jak najmniej turystow. Ha ha ha - nie ma takiej:) Jedankze - udalo sie. Bylo tanio - spalismy na plazy. Bylo ladnie - bez dyskusji. Turysci - dwudziestu emerytow z Francji. Jeszcze jeden plus - nie bylo kontaktu ze swiatem:) Edyta miala swoj piasek, wode, ogromne ilosci krabow chowajacych sie w muszlach, rozgwiazdy i inne stworzenia;) Ja mialem swiety spokoj i sporo lektur do czytania. Generalnie dwa dni rehabilitacji. Wsrod rozbitkow na wyspie byl jeden lekarz, ktory po obejrzeniu kolana stwierdzil (uwaga bedzie po frnacusku i to tak jak sie mowi, a nie pisze;) "se trre zoli" generalnie bede zyl. Jego angielski byl porownywalny z moim frnacuzkim, wiec swietnie sie dogadywalismy.
Jednakze nie moglismy juz tam dluzej zostac. Jakos po ciaglej tulaczce ciezko lezec plackiem. Zatem dzis juz jestesmy w drodze na wschodnie wybrzeze. Transport: lodz, minbus, pociag, lodz i pewnie bus - miejsce docelowe nawet znane - wyspa Ko Samoui - tak na dwa dni. Jesli chodzi o zdjecia, to mam troszke, tyle ze kustykajac ciezko cos ciekawego zlapac. Wrzuce to przy nastepnej okazji. Jeszcze tylko o kuchni:) To co potrafia zrobic Tajlandczycy z owocami morza to polaczenie piekla z niebem. Z jednej strony przyprawy, ktore wypalaja Ciebie od wewnatrz, a z drugiej miod, orzeszki, sezamiki. Krewetki, kraby...powem tak: jesli nawet nie jestem glodny to mysle o jedzeniu, jesli jestem - jem ile sie da. Duza porcja przysmakow to wydatek ok 10 zl. Oczywiscie staram sie trzymac budzet - staram:)
Posted by Picasa

poniedziałek, 8 marca 2010

Malezja - miejsce w którym chcesz żyć

Zaczne od zyczen dla wszystkich Kobiet. Zycie w szczesciu i oplywajcie w luksusach. Korzystajcie ze swych darow i wladzy jaka nad nami marnymi mezczyznami macie. Niech na zawsze gosci na waszych ustach usciech. Ten usmiech, ktory potrafi stworzyc historie. Pamietajcie dla Was mozemy zrobic wszystko:)
Malezja - miejsce w ktorym chcesz zyc. Kazdego dnia odkrywasz zalety tego miejsca na ziemi. Na poczatku byla to natura i to co moze ona zaoferowac, a teraz przekonuja mnie ludzie. Z moja kulawa noga wzbudzam jeszcze wieksza troske i zainteresowanie, ale po kolei. "Idac" ulica co chwile ludzie pytaja sie co sie stalo i czy moga pomoc. Jeden z pytajacych po prostu zaciagnal mnie na krzeslo wyciagna magiczny plyn na wszystko, zrobil masaz nog, dal buteleczke specyfiku i z usmiechem pozegnal zyczac powrotu do zdrowia. W zasadzie tak jest caly czas:) Wczoraj wieczorem znalezlismy sie na przegladzie lokalnych malezyjskich kapel rockowych. Coz chlopaki i dziewczyny daja rade, ale przyznam sie smiechu co nie miara, jakos dziwnie brzmia szlagiery w ich ojczystym jezyku:) Nasza obecnosc oczywiscie zostala zauwazona i po paru chwilach juz mielismy wywiad na zywo: "skad? do kad? jaka muzyka w Polsce itd." Po imprezie organizatorzy przysiedli sie do naszego stolika (dodajac do niego jeszcze 3 inne) i zaczely sie nocne konwersacje do 2.30 rano. Rozmowy o muzyce, motocyklach, przyrodzie, ekonomi i oczywiscie kulturze i religii. Bardzo wiele mozna bylo wyciagnac z owej dyskusji. To jest jeden z najwazniejszych powodow, dlaczego tu jestem. Rozmowa z lokalnymi mieszkancami. Oczywiscie pomimo uszkodzonej nogi (nie moge zginac kolana) nie moglem odmowic sobie rundki na malezyjskim motocyku. Na zdjeciach bedzie widac ta fantastyczna krzyzowke skutera i sciagacza - co lepsze jest tam imitacja ramy Ducatii Monster. Smieszne ale calkiem przyjemne 150 cc. Rano nasz wieczorny wodzirej (organizator wielu imprez w tej czesci Malezji - Pablie Eskuba) zabral nas na malezyjskie sniadanie, do muzeum - skansenu, a potem podrzucil na autobus. Tak po prostu. Ten kraj jest naprawde przyjazny i z calego serca polecam go wszystkim.
Niestety jutro go juz opuszczamy. Rano autobus na granice z Tajlandią. Szkoda, ale z drugiej strony - nowe miejsca, nowi ludzie i nowe przygody:)
Troche zdjec z Malezji ponizej

sobota, 6 marca 2010

Przez dżunglę na plażę

Jednak zyjemy i choc sprobowalismy sie zgubic i to autentycznie to jednak wrocilismy do swiata. Co sie wydazylo? Przede wszystkim sam park narodowy to niesamowite skupisko wszelkich darow natury. Znalesc tu mozna przepiekna flore i faune. Jasikinie zamieszkale przez tysiace nietoperzy przez ktore trzeba przechodzic czolgajac sie. Mozna zobaczyc silady dziko zyjacych sloni. Wsluchac sie w glosy puszczy i byc znow totalnie nikim w swiecie przyrody (oczywiscie w zyciu codziennym tez nikim wiecej niz pylem nie jestesmy, ale przyzwyczailismy sie myslec ze jest inaczej). Dzungle opuscilismy wykonczeni fizycznie - cena za pare kilometrow w buszu to litry potu, podarta koszulka i ogromna ilosc mniejszych wiekszych zadrapan. Dodatkowo ogromna ilosc komarow, ktore upatrzyly sobie Edyte za cel - ja zero repelentow zero ukaszen. Po 12 godzinach jazdy 3 autobusami dotatlismy do nadmorskiego miasta Kuala Taranggau. Miasto samo w sobie nieciekawe, ale wyspy lezace w zasiegu reki nadwyraz kuszace - to te z bajecznych katalogow:) Zatem dzis plazowanie. Woda o kolorze turkusowym i temperaturze identycznej z ta jakie ma powietrze. Raj? Dla Edyty na pewno, dla mnie moze na 30 minut:) Niestety owa wspaniala wyspa ma rowniez niezliczona ilosc skal. Na jedna z nich upadlem, uszkadzajac nieco siebie. Wszystko jest juz ok - zyje i zyc bede, ale przez pare dni chodzic zbytno nie bede mogl. Edyta zachowala zimna krew choc sama prawie mi odjechala i zatamowala krew dzielnie. Dodatkowo na wyspie znalazl sie "szpital" polowy - na jednym ze zdj widac opatrunki. Teraz troszke o Malezyjczykach - nigdy wczesniej nie spotkalem tak przyjaznych, niesamowicie przyzwoitych ludzi. Jestesmy tu 5 dni i kazdego dnia ktos nas tu wspiera i pomaga. Dzis przez cale zamieszanie z kolanami zgubilem klapki. Gdy na wybrzezu zobaczyl mnie jeden z lokelrsow i poznal historie ran i braku butow. Po minucie przynisl mi nowe i zakazal mi placic za nie. To nie pierwszy taki przypadek - wczoraj pewien student zabral nas swoim autem z przystanku autobusowego i przez 30 minut szukal hotelu - na koniec zabral nas jeszcze na kolacje. Caly czas ktos sie do nas usmiecha i sluzy pomoca.
Malezja i jego mieszkancy milo nas zaskakuja na kazdym rogu. Postaram sie jeszcze opisac ten kraj, bo warto nad nim pomyslec planujac podroze.
Ponizej linki do zdjec
Posted by Picasa
http://picasaweb.google.pl/sebastian.golczak/TaraNamadu#
http://picasaweb.google.pl/sebastian.golczak/KualaTerengganu#

środa, 3 marca 2010

Malezja i najstarszy las świata

Jesteśmy w Malezji kraju zupełnie innym, niz Indie. Jest tu cicho, cywilizowanie, segregacja śmieci i Wi-fi na kazdym rogu. Wiecej o tym kraju napisze pozniej. W tej chwili znajdujemy sie u wrot najstarszego lasu na świecie. Nie lasy w ameryce poludniowej, ale wlasnie te przetrwaly zlodowacenia. 1300 letnia dziwewicza puszcza. W zwiazku z tym, ze jestesmy prawie na koncu swiata, internet prawie nie dziala i kosztuje fortunę. Dlatego wrzucam tylko zdjecia z dzisiejszej "wycieczki". Opisy jak dotrzemy do miast:) Jutro idziemy do samego serca puszczy. Noc sprzedzimy w obozie przy ognisku. Zatem najblizszy kontakt za 3 dni:) Ma dusza się raduje. W Indiach probowalismy sie zgubic i prawie sie udalo. Tutaj nie probujemy, bo uda sie napewno:)

Zdjecia ponizej i proszę o cierpiliwość 3 dni bez pradu, bierzacej wody i zasiegu - nareszcie:)