poniedziałek, 16 sierpnia 2010

Copacabana i Isla del Sol


Jako iż gonie czas, czas nadrobić bloga i bardziej się zaktualizować. Jestem już w Boliwii. Po odjeździe Kuby sam zapakowałem się w autobus i dotarłem z 3 przesiadkami na przezabawną granice Peruwiańsko – Boliwijską. Przez przejście przetaczają się tłumy ludzi, stada owiec, załadowane osły i trąbiące na wszystkie strony ledwie trzymające się kupy minibusy. Parę kilometrów za granicą znajduję się leżąca nad jeziorem Titicaca miejscowość Copacabana. Jest to małe miasteczko, z którego można wybrać się na jedną z najładniejszych wysp leżących nad tym drugim, co do wielkości jeziorem w Am. Południowej. Jego długość wynosi ok. 190 km, a w najszerszym miejscu osiąga 80 km. Jego wielkość i błękitna woda robi ogromne wrażenie. Niebieska plama w otoczeniu szarości gór. Dodam tylko, że jezioro leży na wysokości 3800 metrów n.p.m. Z Copacabany popłynąłem promem w stronę wyspy o której wspomniałem czyli Isla del Sol. Jest to typowy turystyczny przystanek, ale mimo wszystko warto się tam było wybrać i zobaczyć skaliste góry opadające w stronę malowniczych zatoczek. Po zimnej nocy z samego rana wybrałem się na 6 godzinny trek z południowej części wyspy na północ. Słońce wysoko na niebie oraz parę wzniesień dały nieco przyjemności nogą;) Za to widoki…
Popołudniu powrót do łodzią do Copacabany (ciekawe, że na wyspę kosztowało to 10 boliwiano, a powrót to już 20). Zaraz po tym łapałem – dosłownie autobus do La Paz. Łapanie polegało na przeciśnięciu się między jeszcze zdezorientowanymi turystami w stronę wehikułu. Dzięki temu miałem miejsce w przeciwieństwie do innych, gdyż sprzedano o jakieś 15 biletów więcej niż mógł pomieścić autobus. Z 30 minutowym opóźnieniem ruszyliśmy, aż nagle autobus stanął. Powód był „oczywisty” – czekała nas przeprawa przez rzekę. Pojazd na barce, pasażerowie na motorówkach. Nigdy jeszcze nie przeprawiałem się przeładowaną motorówką o 22 w nocy bez świateł. Zapisuje to do ciekawszych doświadczeń. Tak Boliwia zaczyna mi się bardzo podobać. Wszystko jest tu bardziej „dzikie” można powiedzieć zdezorganizowane, ale i ciekawsze. Dodatkowym plusem jest to iż jest to mnóstwo gór i to wysokich. Dookoła samego La Paz (leży na wys. od 3800 do 4000m.) jest ponad 100 szczytów powyżej 5000 m.
Co dalej? Jutro ruszam rowerem na najbardziej niebezpieczną drogę na świecie. 64 kilometry zjazdu. Droga wije się wzdłuż przepaści, która w niektórych miejscach osiąga 600 metrów. Jednakże o tym jak to się odbyło i jak to wygląda opiszę już po przejechaniu. Dodam tylko że do niedawna ginęło na niej rocznie od 200 do 300 osób.

Zapraszam do paru zdjęć z Isla del Sol:

Isla del Sol

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz