sobota, 7 sierpnia 2010

Baaardzo wolna, baaaardzo leniwa łódź...


Yurimaguas port wyjściowy. Przepełnione żarem i zapachem ryb. To z tego miasteczka wypływa większość zaopatrzenia dla Iquitos. Nabrzeże wypełnione łodziami, łódkami, promami i wszystkim czym tylko da się wypłynąć. Nasza łódź nosi dumną, nazwę Edward V. Edziu jak się okazało jest bardzo dumny z tego iż … jeszcze nie zatonął ;) Odmalowana 3 piętrowa łajba ze swym głośnym dieslowskim sercem zabrała na swój pokład między innymi zaczynając od dołu: co najmniej 10 ciężarówek warzyw, 2 ciężarówki plastikowego badziewia, ciężarówkę jajek, kilkadziesiąt kur, sporo kogutów, dwa byki. Na pokładzie drugim ok. 40 Peruwiańczyków, leniwie bujających się w hamakach a na najwyższym pokładzie około 10 białych turystów jeszcze leniwiej bujających się w owych hamakach. Sam proces załadunku owych dóbr trwał niemal 2 dni. Wszystko musiało być wniesione na plecach portowych tragarzy, poukładane i sklasyfikowane przez bezzębnego bosmana. Po uiszczeniu niezbędnej opłaty i my staliśmy się towarem przewożonym przez Edwarda.
Tak oto ruszyliśmy w drogę. Bardzo wolno i bardzo leniwie. Za to bardzo owocnie w obserwacje. Z pokładu można na bieżąco oglądać życie codzienne rdzennych mieszkańców dorzecza Amazonki. W związku z tym iż drogi lądowe nie istnieją wszystko koncentruje się wokół rzeki. Są więc widoczne wioski i wioseczki, czółna i stateczki. Dzieci bawiące się i ich rodzice pracujący w polu czy karczowaniu lasu. Wszystko to z pewnej odległości wygląda bardzo kolorowo i sielankowo. Prawda jest jednak taka iż przeżyć w takich warunkach mają prawo tylko najbardziej do tego przygotowani, ale o tym później. Wracam na łódź.
Życie na takiej łodzi toczy się wokół „głupkowatemu” wpatrywaniu się w chmury, zieleń na nabrzeżu czy dno szklanki po wypitym rumie. Jest to też czas na „męską” pogawędkę z najlepszym przyjacielem i ogólne odpłynięcie wraz z głośnym szumem silnika. Jest to też bardzo ciekawe doświadczenie kulinarne – specjalnością kuchni był ryż z kurczakiem i platanem. Danie nie zniszczalne i dobre na obiad, kolacje, obiad, kolacje i jeszcze by starczyło na wiele, wiele… potrawa marzenie… urozmaiceniem było śniadanie… tutaj była bułka i … hmm owsianka bez owej owsianki. Trudno to opisać taka biała maź, ciekawe, ale niesmaczne.
Myślę, że każdy powinien, choć raz spróbować bujać się tak bezsensu niemal 3 dni w hamaku, by zrozumieć dlaczego mieszkańcy ameryki południowej tak bardzo ukochali ten przybytek. Może Wam się uda to zrozumieć, mi się nie udało. Jakiś powyginany chodziłem przez ten czas;)
Jeszcze tylko mała impresja na temat królowej rzek: Amazonki. Ze względu na to, iż jest gleba jest tu gliniasta o zabarwieniu od brunatnej do ciemno brązowej, nie ma możliwości zobaczenia czegokolwiek. Szkoda bo jest to miejsce pełne życia. Ogrom gatunków ryb, płazów i gadów i oczywiście ssaków w tym i słodkowodnego różowego delfina. Ogrom, ogrom masy wody robi też porażające wrażenie. W niektórych miejscach przypomina to zdecydowanie jezioro, a nie rzekę. Biorąc pod uwagę iż Amazonka dopiero rozpoczyna w Peru swój bieg, jestem ciekawy jak wygląda to już np. w Brazylii. Hmm trzeba będzie to sprawdzić ;)
Tymczasem zapraszam na parę zdjęć robionych z bardzo, bardzo leniwego hamaka;)


Bardzo leniwy hamak

1 komentarz: