czwartek, 22 lipca 2010

Wulkany, wodospady i wypożyczone rowery


Jako iż czasu szkoda, a czeka przygoda nie spędzam zbyt wiele czasu w jednym miejscu. Ekwador nęci z każdej strony. Duża ilość parków narodowych, szlaków górskich i starych miast czy miasteczek rwie mnie w różne strony tego kraju. Ostatnie dwa czy trzy dni (tracę trochę orientacje w czasie) spędziłem w miasteczku Banos niemal u podnóża nadal aktywnego wulkanu. Dosłownie parę lat temu pokazał po raz kolejny swą siłę i uczynił gigantyczne szkody w swej okolicy. Miasteczko te słynie również ze wspaniałych gorących źródeł z których korzystałem z ogromną przyjemnością. Pogoda i chęci sprzyjałyby aktywnie spędzić te parę dni. Po raz pierwszy od dawna pojawił się zatem rower! Po obejrzeniu chyba wszystkich możliwości i dopłaceniu ekstra 2 $ udało mi się znaleźć całkiem przyzwoitego GT. Popularna droga wzdłuż wodospadów miała prowadzić głównie w dół, a sielankowe widoki miały zapewnić pełen relaks. Było by to oczywiście wszystko możliwe, gdyby nie mój kompan. Na wycieczkę wybrałem się z pewnym Francuzem, który chyba na oglądał się za dużo Tour de France i lekko nie było. Widoczki owszem zapierały dech, ale i podjazdy zabierały resztę tego co zostało w płucach. Przypomniały mi się czasy, gdy na rowerze spędzałem całe godziny i przypalanie mięśni było tym czego na nim szukałem. Hmm…chyba trzeba rzeczywiście odkurzyć „Speca” i wyciągnąć go z piwnicy na świeże powietrze po powrocie do domu.
Wracajmy jednak do Ekwadoru :) Kraj ten choć należy do najmniejszych w Ameryce Południowej, można eksplorować całymi tygodniami. W moim wypadku trzeba iść na kompromisy i dokonywać pewnych wyborów. Jako, że czas tyka jestem już „tylko” 15 godzin od granicy z Peru, w miejscowości Cuenca. Po zapewnieniach przewodnika oraz wczorajszym nocnym spacerze miejsce te zapowiada się fantastycznie. Stare kamienice, jeszcze starsze kościoły i kościółki z zielonymi skwerami. Tak trzeba się zbierać, zabrać aparat i poznawać nowe miejsce. Jutro za to wybieram się do kolejnego parku narodowego na dwudniowy trek, ale o tym opowiem później.
Jest jeszcze jedna „kwestia” którą się ekscytuje. Za 5 dni przylatuje do Limy mój wierny przyjaciel Kuba i razem z nim przez 3 tygodnie będziemy poznawać wszelkie aspekty życia w Peru. Dobrze będzie móc zobaczyć i usłyszeć głos z odległej Polski.
Tym czasem zachęcam do obejrzenia zdjęć:
Rowerem wśród wulkanicznych wodospadów

3 komentarze:

  1. i dzięki za kartkę - długo szukałeś znaczka z papieżem ?
    kaz

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj długo, bo coś poczty nie mogłem znaleść. Może dlatego, że zacząłem jak było już ciemno i dwa dwie lokalne butelki piwa za mną. Ale jak już znalazłem to jakiś koloryt być musi;)

    OdpowiedzUsuń