środa, 2 czerwca 2010

Ostatni dzień w Azji


Przeminęły właśnie cztery miesiące od czasu opuszczenia Polski. To też ostatni dzień tej części mej podróży. Niemal codziennie inne miejsce, inni ludzie, kultura i przyroda. Na swej drodze przez Indie, Malezje, Tajlandie, Kambodże, Wietnam, Sir Lankę i Nepal spotkały mnie różne sytuacje i momenty. Cały zbiór doświadczeń, który już na zawsze zostanie częścią mnie. Czy zmieniło mnie to? Nie mam wątpliwości, iż jestem nieco inną osobą niż byłem. Mam nadzieje tylko, że są to pozytywne zmiany. Oczywiście głupota pozostała i raczej zauważam progres w jej rozwoju ;). Odczuwanie czasu pod czas takiego wyjazdu jest też zupełnie inne. Gdybym nie miał kalendarza, powiedziałbym, iż nie ma mnie w domu przynajmniej od roku. Dziwne to, ale autentycznie tak się czuje. Czy żal mi, że opuszczam te miejsce? Z jednej strony nie mogę się wręcz z tym pogodzić. Przygoda zawładnęła trochę moim życiem i wcale nie jest szczęśliwa. Jest to jednak tylko cześć mnie. Przeważającym uczuciem jest radość. Jeszcze kilkanaście godzin i zobaczę rodzinę, mą Przytulkę i Was. Tak grają mi tam w duszy dwa sprzeczne uczucia, ale wiem, które jest ważniejsze i dlatego właśnie wypatruję powrotu.
Kończy się właśnie pewien etap, należało by zrobić podsumowanie, co było najlepsze/najgorsze, czego żal czego wręcz przeciwnie. Myślę jednak, iż takie coś zrobię po powrocie. Chcę na to spojrzeć w chwili wolnej. Oglądać zdjęcia i przeżyć to jeszcze raz. Myślę, że właśnie wtedy to przyjdzie.
Pewnie zastanawiacie się co dalej ;) Po ok. 2 tygodniach łapania oddechu w Polsce ruszam dalej! A co będzie dalej? Będą nowe kraje, nowi ludzie, więcej przyrody, więcej gór, będzie puszcza amazońska i sama Amazonka, będą pustynie i wulkany, oceany. Zapewniam, iż będą motocykle, może nawet Poderosa II z „dzienników motocyklowych”. Będą zabytki i poznawanie kultury. Będzie też zabawa i laba. Myślę, że wydarzy się wiele ;)
Na koniec chciałbym Wam podziękować. Na początek rodzicom za ciągłe wsparcie, zarówno słowem jak i wymiernie kartą kredytową. Siostrą za wierne kibicowanie. Przytulce za bycie mym największym motywatorem, za wiarę we mnie i Nas. Państwu Rybczyńskim z Fotoplastyki z Mosiny za niejeden posiłek, jaki zjadłem i zjem na swej drodze. Gosi z Kaziem za wygodną kanapę w Warszawie, pyszną kawę i pomoc w opanowaniu aparatu. Edycie, że przetrwała mimo bardzo różnych charakterów. Leśnym ludzikom i pepcowym zawodnikom oraz wszystkim, którzy od czasu do czasu przesłali maila (przepraszam za spóźnione odpowiedzi), zamieścili komentarz czy po prostu odwiedzili bloga. Dzięki Wam dotarłem dalej, chciałem widzieć więcej i przeżyłem więcej. Byliście ze mną cały czas i za to Wam dziękuje. Mam nadzieje, że za te już pod koniec czerwca ruszymy razem dalej ;)

Poniżej troszkę zdjęć ze „starego”, poczciwego New Delhi:

Stare, poczciwe New Delhi

Ps. Chcialbym jeszcze pogratulowac memu przyjacielowi i jego zonie wielkiego skarbu, ktore urodzilo sie im 31 maja. Niech mala Amelka przejmie wszystkie cechy swych rodziczkow. Naprwde szczesliwym, gdy slysze takie wiesci. Trzymajcie sie Wojciechowscy!

3 komentarze:

  1. piękna podróż, piękna przygoda... dzięki za podzielenie się tym wszystkim :)
    pepcowa zawodniczka ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. To gratulacje Państwu Wojciechowskim ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Yeh to Paharganj hai?? zal dupe sciska!! a szanowny Anoop sie dorobil, jak widac...

    OdpowiedzUsuń